Wczoraj był pierwszy dzień wiosny! Musze przyznać, że w tym roku nie polubiłam zimy, i choć wiosna zbliża się nieubłaganie, a z nią nieszczęsna matura, nie mogę się doczekać pierwszych liści na drzewach i chwil bez zimowych kurtek i grubych szalików. Nadchodzący okres to również coraz ciekawsze zdjęcia na blogu, których już nie mogę się doczekać, bo aura domowego zacisza, czyli ubrania i tektura jako tło, zaczynają przyprawiać mnie o mdłości, a każde nowo odkryte miejsce idealne do fotografowania to kolejny uśmiech na twarzy :) Tyle słowem wstępu, a przechodząc do tematu wpisu pokaże Wam dziś kilka różnorodnych nowości, które bądź co bądź trafiły do mnie niedawno, zapraszam.
Jak zawsze, również w tych miesiącach nie mogło zabraknąć produktów do włosów. Tutaj znajduje się przede wszystkim drożdżowa maska od Babuszki Agafii, o której słyszałam już miliony dobrych słów, a na chwilę obecną mogę stwierdzić, że przepięknie pachnie maślanymi ciasteczkami. W marcu kupiłam także odżywkę z mydłem Aleppo od Planeta Organica, bo kiedyś miałam szampon z tej serii (klik) i pamiętam, że byłam z niego bardzo zadowolona.
Choć niechętnie podchodziłam do jakichkolwiek produktów z Yves Rocher, początkiem tego roku sięgnęłam po jeden z ich szamponów (klik), a po jego wykończeniu zdecydowałam się na krok, o który nigdy bym się nie posądziła, choć o tym później, a mianowicie na szampon nadający objętość. Również dość niedawno kupiłam szczotkę Tangle Teezer w wersji kompaktowej, bo po pozytywnej przygodzie z wersją Elite, a nieprzyjemnej z grzebieniem noszonym w torebce, pomyślałam, że czas najwyższy coś zmienić :)
W tych miesiącach zrobiłam także porządki w kosmetyczce i pozbyłam się prawie połowy kosmetyków, których nie używałam, bądź nigdy nie użyłam, między innymi tuszy, które jak wiadomo powinno się zmieniać dość często. Na ich miejsce kupiłam False Lash Wings od L'Oreal oraz Bourjois Twist Up The Volume. Będąc w temacie oczu, początkiem lutego w jednej z przesyłek ze sklepów internetowych znalazłam także Color Tattoo 24H od Maybelline w kolorze czarnym.
Obecnie, podążając za panującym trendem olejowania wszystkiego, także skóry twarzy, coraz częściej, choć nie codziennie, wprowadzam do swojej pielęgnacji olejek Magic Rose od Evrēe, o którym pisałam tutaj. Po namowach koleżanki i nie zapominając o oczyszczaniu, zakupiłam także dziegciową maskę do twarzy od Babuszki Agafii, o której za niedługo pojawi sie coś więcej.
Nie mogłam sobie odmówić również takich małych zakupów i podczas paru wizyt w centrach handlowych kupiłam dwa lakiery Golden Rose - matte no. 10, czyli przepiękny granatowy kolor w wersji matowej, a także rich color no.102, czyli lila zgaszona szarością, o której myślałam już bardzo długo. Nie obyło się także bez cienia ekstrawagancji, a mianowicie bez lakieru Eveline miniMax w odcieniu złota - no. 957.
Co myślicie o moich zakupach? Macie coś z powyższych, polecacie czy odradzacie?
Pisząc, zauważyłam, że w tych miesiącach zabrakło produktów do pielęgnacji ciała m.in. balsamów czy maseł. Będąc szczerą, planuje to nadrobić początkiem kwietnia :)
pozdrawiam.