12/29/2014

HIT CZY KIT? KULTOWA MASKARA MAX FACTOR 2000 CALORIE

Maskara Max Factor 2000 Calorie to, chciałoby sie powiedzieć, sztandarowy produkt marki. Tusz został określony jako pogrubiający, czyli taki jaki ja niekoniecznie lubię, ale mam wrażenie, że producent zapomniał wspomnieć, że produkt też niesamowicie wydłuża i uwydatnia podkręcenie rzęs. To mogłoby znaczyć, że tusz jest idealny, a jednak nie! Zamknięta w standardowej tubie formuła nie współgra z zimą, zimnem i ciepłem z kaloryferów, a do tego śniegiem, więc kruszy się i łamie maksymalnie. Tyle szczęścia, że dopiero pod koniec dnia. To jednak nie wszystko - zapraszam :)


W porównaniu do starej wersji tuszu jego opakowanie jest bardziej kanciaste i raczej niewyróżniające się wśród innych tuszy. Klasyczne nadruki wyglądają estetycznie i nie wycierają się. Wydaje mi sie, że razem z wyglądem została zmieniona także formuła kosmetyku.

Od producenta: 2000 Calorie Mascara to super pogrubiający tusz, dzięki któremu rzęsy stają się widocznie grubsze o około 300%. 2000 Calorie zawiera film wzmacniający, którego składniki (specjalnie dobrane polimery) odżywiają i wzmacniają rzęsy, zapobiegają kruszeniu się tuszu, jednocześnie czyniąc rzęsy elastycznymi. Jednym z podstawowych składników maskary są naturalne woski, odporne na działanie wysokich temperatur, nie powodujące "topienia" i ścierania się tuszu z rzęs nawet w najgorętsze dni. Doskonale zaprojektowana szczoteczka pozwala na zaaplikowanie zawsze odpowiedniej ilości tuszu i osiągnięcia pożądanego efektu. 2000 Calorie jest bezzapachowa, hipoalergiczna, dopuszczona do stosowania przez osoby noszące szkła kontaktowe. Dostępny jest w trzech kolorach.

Cena: około 35 PLN


Tusz ma klasyczną, niesilikonową szczoteczkę, która jest niesamowicie kapryśna. Są dni kiedy rzęsy pokrywa duża warstwa tuszu - są one sklejone, z grudkami i pustymi miejscami, a niekiedy wyglądają wręcz teatralnie - po prostu jak sztuczne. Zdarza się też, że tusz mimo nałożenia dwóch warstw pozostawia rzęsy całkowicie naturalne (tak jak te poniżej). Efekt końcowy to wielka loteria, choć to nie wszystko, bo przyda się także wprawna ręka i odrobina cierpliwości, plus patyczki higieniczne, bo nie raz zdarzyło mi się nim okropnie umazać, choć to raczej moja wina :)


Hit czy kit? Co o nim myślicie?
pozdrawiam.

12/23/2014

TAG: świąteczny | życzenia ♥

Właśnie skończyłam ubierać choinkę, mama krząta się w kuchni, a tata przygotowuje ryby na święta. W ten czas, między barszczem a kapustą z grzybami postanowiłam zrobić luźny świąteczny TAG, bo już na pewno nie pojawię się tu przed wigilią i przy okazji złożę Wam życzenia, choć jestem w tym raczej kiepska :) 


1. Czy wyjeżdżasz gdzieś na święta?
Każde święta spędzamy w naszym domu, jednak nie święta bożego narodzenia. Można powiedzieć, że to taka rodzinna tradycja kiedy cała rodzinka zjeżdża się do babci i wspólnie jemy wigilijną kolację. Musze przyznać, że choć nie wierzę w te magiczne atmosfery to w takich chwilach coś chwyta za serce :)

2. Co chciałabyś dostać na święta?
W moim domu nie dajemy sobie prezentów w te święta, a jedynie 6 grudnia. Tak już się przyjęło i nie jest mi z tego powodu smutno, czy coś, ale jeżeli miałabym możliwość coś dostać to chyba chciałabym lokówkę do włosów :) Mam ostatnio natchnienie na loki i próbuję każdego możliwego sposobu, ale na moich włosach po prostu nic się nie trzyma.

3. Prezenty na święta przynosi Mikołaj czy Gwiazdor?
Kiedyś przynosił Mikołaj, a dziś najbliżsi. Jestem chyba jeszcze na tyle mała, że lubię tę mikołajową otoczkę i wszystko co z nią związane, bo to najzwyczajniej słodkie :)

4. Twoja ulubiona świąteczna potrawa.
Barszcz z uszkami ♥ Moja babcia robi najlepszy i co dziwne, tylko na święta, bo tak to chyba sie nie stara :)

5. Jaka jest Twoja ulubiona świąteczna ozdoba?
Zdecydowanie światełka. W moim fioletowym pokoju pojawiły się niebieskie gwiazdki, które dodają idealnego świątecznego klimatu.


6. Czy dekorujesz jakoś swój pokój na święta?
Tak! Patrz do góry to się przekonasz :)

7. Masz w domu sztuczną czy żywą choinkę?
Zawsze żywą, choćby nie wiem co! Śmiejemy się z tatą, że wtedy już w całym domu pachnie jak w łazience - taki leśny zapaszek, ale milo jest wejść do tak pachnącego domu.

8. Ulubiona świąteczna piosenka.
Lubię taką jedną polską piosenkę, bo co jak co, ale Last Christmas po świętach potrafi wychodzić uszami. Można powiedzieć, że jest już dość stara, bo pamiętam ją chyba jeszcze w podstawówce, ale wciąż puszczają ja w radiu i wciąż mi sie podoba: >klik< :)

 9. Czy w okresie Świąt Twój styl ubierania jakoś się zmienia?
Staram sie wyglądać przyzwoicie, ot co! Zero ciężkich buciorów, mocnych makijaży i dziwnych ozdobników. Ubieram się raczej elegancko i jakoś tak wyjątkowo - inaczej niż codziennie :)

10. Czy w Twoim mieście spadł już śnieg?
Właśnie nie! Nie lubię świąt, ani sylwestra, ani zimy bez śniegu, bo to już nie to samo. Kiedy jeszcze mieszkałam na wsi, pamiętam, że śnieg utrudniał nieco poruszanie się, ale i tak każdy nie mógł się go doczekać. W tym roku musi spaść śnieg, po prostu musi!

11. Twoja ulubiona kolęda?
Cicha noc :) W każdym języku, nawet po niemiecku ją lubię.

12. Czy masz jakieś postanowienie noworoczne?
Nie, bo, aż wstyd sie przyznać, nie umiem ich dotrzymywać i jakoś w okolicy lutego wszystko szlak trafia. Serio, chyba jedynym postanowieniem noworocznym, które dotrzymałam było niejedzenie mięsa, bo trwało aż 3 lata :)

13. Ulubiony świąteczny film.
Uwierzycie, że nie mam? Chyba, że liczy się Kevin sam w domu, albo Święta, święta i Po, bo uwielbiam Kung Fu Pandę :)

Skończone. Czas na życzenia, a więc życzę Wam przede wszystkim cudownych świąt, takich z kolorową i błyszczącą choinką, milionem pysznych potraw, bo po co ograniczać się do dwunastu, i żeby wszystko poszło w cycki; a oprócz tego, mocnych noworocznych postanowień i cudownie spędzonych chwil :) 

Do zobaczenia po świętach!

12/17/2014

róż 2SKIN POCKET od Bell

Lubię kiedy róż delikatnie pokrywa policzki, a moja zazwyczaj blada buźka tym razem wybucha kontrolowanym rumieńcem, bo zazwyczaj jest inaczej. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, a przydatne promocje sprawiły, że sięgnęłam po róż 2SKIN POCKET od Bell. Przyszedł czas bym napisała coś o nim, bo muszę przyznać, ale jestem nim oczarowana - zapraszam :)


Jego opakowanie, choć nie ma pędzelka, który i tak zapewne byłby bezużyteczny, ani lusterka - choć by się przydało - jest poręczne i na swój sposób urocze. Dzięki wypustkom nie ma mowy o połamanych paznokciach czy zębach (ja tak otwieram jak paznokcie zawodzą :)). Lubie go używać, bo jest mały i poręczny.


Nic się nie zacina, to kolejny plus. Producent pisze, że róż odmładza i rozświetla skórę - ale tak działa chyba każdy tego typu kosmetyk, uwydatnia kości policzkowe i optycznie wyszczupla twarz. Dodatkowo formuła produktu z domieszką miki pozwala uzyskać jednolity kolor, a zawarta krzemionka zapewnia wygładzenie nierówności. Róż jest dostępny w 5 odcieniach kolorystycznych.

Skład: TALC, MICA, SILICA, MAGNESIUM STEARATE, ISOCETYL STEAROYL STEARATE, METHYLPARABEN, PROPYLPARABEN, PEG-8, TOCOPHEROL, ASCORBYL PALMITATE, ASCORBIC ACID, CITRIC ACID [+/- CI 15850, CI 19140, CI 77007, CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 77742, CI 77891].

Cena: około 8 PLN


Mój kolor to 054, czyli odcień najbardziej zbliżony to koloru mojego naturalnego rumieńca. Lekko brzoskwiniowy z domieszką prawdziwego różu wygląda zabójczo! Rzadko zdarzało mi się wychodzić tak umalowaną z domu, jednak teraz nie wyobrażam sobie nie mieć go na policzkach. W jesienne, lub zimowe dni, nieprawdopodobnie ożywia twarz, która wygląda na wypoczętą i zadbaną. Jego atutem jest trwałość - kiedy po ponad siedmiu godzinach przychodzę do domu on wciąż jest tam gdzie powinien.


Jest raczej średnio napigmentowany, ale dzięki temu nie zrobię sobie nim nieładnych plam, więc jako totalna początkująca w tych sprawach jestem z tego faktu zadowolona. Produkt jest bezwonny, nie wodoodporny i zmywalny właściwie samą wodą.

Co o nim myślicie? 
pozdrawiam.

12/08/2014

NOWE SPOJRZENIE NA ODŻYWKĘ DO PANOKCI Laura Conti Maximum Calcium Build&Smooth

Ten wpis opublikowałam jakiś czas temu, ale pogorszenie się stanu moich paznokci spowodowało, że ową recenzję muszę zmienić i rzucić nieco inne światło na odżywkę do paznokci Laura Conti Maximum Calcium Build&Smooth. Pozory mylą, więc póki co zapraszam na wcześniejszą recenzję.

____________________________________________________________________

Dziś zacznę od krótkiej historii - ponad dwa lata temu zdecydowałam się na paznokcie żelowe. Wyglądały schludnie i były zdecydowanie wygodniejsze w noszeniu niż zwykły lakier do paznokci, tym bardziej, że nie stosowałam jeszcze wtedy lakierów nawierzchniowych. Po pierwszym razie (a były ich dwa) moje paznokcie były w bardzo dobrym stanie, po kolejnym nie wyglądały już tak wspaniale. Musiałam je ściąć, bo bez tego po prostu same się łamały, były jak papier - mogłam je wygnać we wszystkie strony, bolały przy każdym nacisku, a dodatkowo były okropnie szare i matowe. Z odsieczą przyszła kontrowersyjna odżywka Eveline 8w1, o której wówczas nie huczało tak w internecie, nie wiedziałam też, że może być taka szkodliwa: bolało? zmywałam i nakładałam jeszcze raz, niejednokrotnie trzy warstwy na raz, piekło? nie raz płakałam z bólu. Nie zarzucam nic tej odżywce, bo uratowała moje paznokcie, które dziś są mocniejsze niż kiedykolwiek i naprawdę trudno je złamać, a paznokciom żelowym, o których wolę zapomnieć. 



Odżywka, lub jak nazywa to producent, preparat wzmacniający jest przeznaczony do paznokci miękkich i łamliwych. Zawiera wapń, dzięki któremu wygładza nawet bardzo głębokie bruzdy na płytce paznokcia. Dodatkowo wzmacnia paznokcie, zwiększa ich odporność na uszkodzenia mechaniczne, a także zachowuje naturalne nawilżenie paznokci. 

Skład: Ethyl Acetale, Butyl Acetale, Nitrocellulose, Acetyl Tributyl Citrate Adipic Acid/ Neopentyl Glycol/ Trimelltic Anhydride Copolymer Isopropyl Alcohol, Stearalconium Hectorite Citric Acid, Calcium Pantothenate, Benzophenone-3, [+/-] Mica, C.I.77891, C.I.77510, C.I.60729, C.I.47000, C.I.42090, C.I.19140,C.I.15880, C.I.15850.

Cena: około siedmiu złotych


Po pomalowaniu paznokcie są błyszczące, nie farbują na zielony kolor odżywki, a wystające poza palce końcówki płytki są wybielone i wyglądają schludnie. Dodatkowo mam wrażenie, że są dużo mocniejsze niż przed jej nałożeniem. Preparat bardzo szybko schnie co mnie dość mocno zaskoczyło, a co zdecydowanie ułatwia z nim pracę. Stosuję go jako bazę pod lakier, gdzie dobrze się sprawdza. Producent zaznacza, że jego produkt jest również do tego przeznaczony. Odżywka z pewnością nie boli na paznokciu - nie wiem jak będzie się sprawować na cienkich i łamliwych paznokciach - nie piecze, nie wysusza skórek, trochę przedłuża trwałość lakieru.

____________________________________________________________________

Otóż odżywka przy dłuższym stosowaniu kompletnie zniszczyła moje paznokcie. Po około dwóch miesiącach zauważyłam rozdwojenie i kruszenie się płytki paznokcia na jej końcach. Obiecane wzmocnienie zagwarantowało jeszcze słabsze paznokcie, a szybszy wzrost to obietnice wyssane z palca producenta. Te efekty są ewidentnymi konsekwencjami jej stosowania, ponieważ po odstawieniu produktu prawie całkowicie zniknęły, choć trochę to trwało.

Odżywka, która przynosi odwrotne efekty - mnie to zdziwiło, a Was?
pozdrawiam.

12/04/2014

W KOLORACH WRZOSÓW | lakier Eveline no.921&lakier Sally Hansen no. 660

Zniszczenia po paznokciach tytanowych >klik< naprawiałam ponad dwa tygodnie - paznokcie rosły bardzo wolno, a w międzyczasie regenerowałam je odżywką z Eveline, która natychmiastowo rozwiązała problem. Od tej pory mogę śmiało malować paznokcie, chociaż dalej są w słabej kondycji i lakier jeszcze raczej średnio się na nich utrzymuje. Mimo to nie ograniczam sie i co rusz maluję je na inne kolory, a dziś pokaże Wam jedne z moich ulubionych, czyli lakier Eveline no.921 oraz lakier Sally Hansen no. 660 - zapraszam :)


Szary, w porównaniu do tego z Sally Hansen, kryje już przy jednej warstwie i jest zdecydowanie gęstszy, natomiast do pełnego pokrycia paznokcia wspomniany lakier potrzebuje dwie cienkie warstwy, ponieważ ma bardziej wodnistą konsystencję. Oba lakiery utrzymują sie na paznokciach około trzech lub czterech dni, a po tym czasie zbyt wytarte końcówki nie wyglądają estetycznie. Każdy z nich schnie w miarę szybko.



Iście jesienne kolory i fajna pigmentacja to dla mnie ogromny plus, a jeżeli lakier utrzymuje się dość długo bez żadnego wspomagacza to ja jestem kupiona, a Wy? Co o nim myślicie?
pozdrawiam.

12/01/2014

masło do ciała CZEKOLADA&KARMEL od Bielenda

Właśnie pada śnieg i nie uwierzycie, ale chyba się starzeje, bo coraz bardziej przeszkadza mi to wszechogarniające zimno, brr! Mimo to, późna jesień i zima kojarzą mi się przytłaczającymi zapachami ciastek korzennych, płynnej czekolady i ciast, które co rusz nowe pojawiają się na stołach. W ten czas często sięgam po coś co zagwarantuje mi pozytywną dawkę odżywienia, a moja sucha-prawie-wszędzie skóra przestanie straszyć czerwonymi plamami szorstkimi jak papier ścierny. Kierując się tymi aromatami wybrałam masło do ciała CZEKOLADA&KARMEL od Bielendy, które polecała Elle na swoim blogu. 


To jak pięknie pachnie i jak długo ta woń utrzymuje się na skórze jest nieprawdopodobne! Czekolada z niezliczoną ilością kakao i pyszny, ciągnący się karmel - nie mogłam się oprzeć, żeby nie spróbować jak smakuje (i nie polecam :)). Dodatkowo zapach na skórze pozostaje niezmienny, wręcz jest jeszcze bardziej intensywny i utrzymuje się dokładnie całą dobę, a następnego dnia wciąż jest wyczuwalny w niektórych miejscach. Masło do ciała określone jest jako ujędrniające, jednak na takie efekty ciężko czekać, a przez ten zapach jest raczej antyujędrniające


Opakowanie wersji CZEKOLADA&KARMEL wygląda estetycznie i oprócz szaty graficznej nie różni się niczym od pozostałych edycji, które możecie zobaczyć tutaj. Cena dwustu mililitrowego pudełka to około 15 PLN, a rozkosz bezcenna :)


Doskonale odżywia skórę, jednocześnie nie pozostawiając nieprzyjemnej warstwy. Zawiera w składzie parafinę, ale ta w tym przypadku jest raczej neutralna i nie wpływa źle na działanie masła. Szybko się wchłania i nie trzeba rozsmarowywać go wiekami, chociaż przez jego walory zapachowe to akurat wada. Jest wydajny i wystarczy niewielka ilość by pokryć daną część ciała. 

Jestem zauroczona jego zapachem! A Wy co o nim myślicie?
pozdrawiam.

11/23/2014

maska ajurwedyjska GĘSTOŚĆ I WZROST WŁOSÓW od Planeta Organica

Producent deklaruje, że ajurwedyjska maska od Planeta Organica zawdzięcza swoją nazwę starożytnej ajurwedyjskiej nauce, w imię czego została stworzona. Po rosyjskie kosmetyki, choć do niedawna były dla mnie kompletną nowością, zauważyłam, że sięgam coraz częściej, a odkąd przeczytałam o nich wiele dobrych słów nie znalazłam najmniejszych przeszkód by ich nie wypróbować. Głównie za sprawą pozytywnej recenzji szamponu z mydłem Aleppo, który wychwalałam parę miesięcy temu, skusiłam się na zakup kolejnego z kosmetyków naszych wschodnich sąsiadów, a po ponad dwu miesięcznym stosowaniu ajurwedyjskiej maski zapraszam na jej recenzję :)


Zacznę od tego, że maska zamknięta jest w 300 mililitrowym opakowaniu, z którego łatwo wydobyć produkt do końca. Szata graficzna produktu, tak jak w przypadku wspomnianego szamponu, wygląda estetycznie i naturalnie. Jedynym minusem może okazać się brak polskich napisów na pudełku, ale każdy ze sklepów, z którego zdarzyło mi się zamawiać zagraniczne kosmetyki nalepia nalepkę z tłumaczeniem na nasz język. 


Głównym atutem maski jest ogromna ilość olejów, czy ekstraktów, a jest ich aż siedem, a w tym: organiczny olej Neem, który pochodzi z drzewa o tej samej nazwie i jest bogaty w witaminę E, ekstrakt z Jagód Acai, organiczny olej z drzewa sandałowego, olej cedrowy, ekstrakt z jałowca oraz ekstrakt z bambusa. Mieszanka tych wszystkich składników ma działanie silnie nawilżające, odżywcze i regenerujące, a dodatkowo stymuluje wzrost włosów, poprawia krążenie krwi i wzmacnia cebulki włosa.  

Skład: Aqua with infusions of Organic Melia Azadirachta Seed Oil ( оrganiczny olej neem ), Hydrocotyle Asiatica Extract ( ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej), Euterpe Oleracea Fruit Extract ( ekstrakt z Jagód Acai), Organic Santalum Album (Sandalwood) Oil ( organiczny olej z drzewa sandałowego ), Cedrus Atlantica Bark Oil (olej cedrowy), Juniperus Communis Fruit Extract ( ekstrakt z jałowca ), Bambusa Vulgaris Leaf/Stem Extract ( ekstrakt z bambusa ); Cetearyl Alcohol, Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Behentrimonium Chloride, Cetyl Ether, Mica, Titanium Dioxide, Silica, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid.

Cena: około 33 PLN (tutaj)


Konsystencja maski przypomina budyń, który jest dość tępy w odczuciu, a przez to maska może być trochę niewydajna. Jej zapach jest dość charakterystyczny, lekko orientalny i dość długo utrzymuje się na włosach. Czytałam opinię, że może to być jednym z jej minusów, jednak mi osobiście on nie przeszkadza, a nawet się podoba. Oprócz tego, produkt zawiera w sobie miliony złotych drobinek, które po spłukaniu w minimalnej ilości zostają na włosach, a mimo to po wysuszeniu połysk jest na nich zauważalny. 


Działanie to coś za co ją uwielbiam, choć tak jak wspomniałam podczas kiedy znajduje sie na włosach są one raczej nie przyjemne w dotyku, natomiast po spłukaniu efekt znika całkowicie. Włosy są miękkie, błyszczące i rozczesują się bez najmniejszych problemów. Zauważyłam, że również po użyciu maski dłużej zachowują świeżość, są wygładzone i jakby prostsze niż zwykle. Obietnice producenta o gęstości, czy wzroście włosów to w moim przypadku gruszki na wierzbie, ale nie oczekiwałam takiego działania, więc nie czuję się zawiedziona, a samą maskę stosowałam raczej by odżywić swoje włosy.

Ajurwedyjską maskę od Planeta Organica zdecydowanie zaliczam do swoich ulubieńców :)

Co o niej myślicie? Jakie jest Wasze doświadczenie związane z kosmetykami tego producenta? 
pozdrawiam.

11/20/2014

WŁOSOMANIACTWO: trudne początki | jak dbać o włosy suche?


Powinnam zacząć od tego jak dokładnie wyglądają i zachowują się moje włosy przez ostatnie kilka miesięcy. Mam wrażenie, że odkąd drastycznie je rozjaśniłam, nałożyłam jaśniejszą, już nie czarną, farbę i zobaczyłam te zniszczenia, które własnoręcznie spowodowałam zaczęła się moja przygoda z włosomaniactwem. Co prawda, zauważyłam w sobie pewne przejawy tego stanu psychicznego - to chyba dobre określenie - jeszcze przed obcięciem włosów, czyli jakieś pół roku temu? Wówczas blogi, w szczególności blog Anwen, pierwszy raz trafił na ekran mojego laptopa, by całkowicie wzorować swoją pielęgnacje na jej radach. Jednak tu zaczęły się schody, a moje suche, zniszczone, męczone codziennym prostowaniem i suszeniem włosy błagały o ścięcie, odżywienie, czy cokolwiek pomocnego. Zorganizowałam wówczas pewną akcję - przestałam prostować włosy. Przyniesione efekty były na tyle zaskakujące, że sięgające połowy pleców włosy postanowiłam ściąć za ramiona, ale nie przestałam ich farbować. Błędne koło jakie fundowałam swoim włosom, skończyło się na wspomnianym rozjaśnianiu i obecnie chemiczne farby zastąpiłam tymi stworzonymi z henny. Obecnie dobrany kolor jest na tyle zbliżony do mojego naturalnego, że opcja niefarbowania włosów podoba mi sie coraz bardziej :) Wracając do pielęgnacji, po tych wszystkich zabiegach moje włosy wyglądają tragicznie, a w ramach rekonstrukcji i odżywienia staram się zapewnić im odpowiednie nawilżenie poprzez maski z keratyną, ziołami, bez SLS czy silikonów; również szampony dobieram ostrożnie by nie obciążać włosów. Całkowicie odstawiłam prostownice i korzystam z niej jedynie na specjalne okazje, wciąż suszę włosy codziennie, bo po prostu nie wyobrażam sobie myć ich każdego wieczora i czekać te parę godzin, by nie położyć sie spać z mokrymi włosami.

_________________________________________________________________________

Przechodząc do drugiej części wpisu po pierwsze chciałbym wytłumaczyć skąd się biorą włosy suche, jak o nie dbać, co warto wiedzieć i jakie tak naprawdę są włosy suche. Zapraszam :)

Jak powstają suche włosy?
Podstawową przyczyną jest oczywiście zniszczenie włosów spowodowane zabiegami chemicznymi (rozjaśnianie, nieodpowiednie farbowanie, trwała), lub fryzjerskimi (prostowanie, kręcenie na lokówce, suszenie gorącym nawiewem). Za zniszczenia może być odpowiedzialna także nieodpowiednia pielęgnacja, czyli na przykład zbyt mocne szampony, brak zabezpieczania, tarcie ręcznikiem podczas wycierania, czy brak odżywiania. Oprócz tego włosy można mieć suche z natury, a dzieje się tak jeżeli skóra głowy nie wytwarza wystarczającej ilości łoju, lub jak w przypadku włosów kręconych nie jest on równomiernie rozprowadzany na całej długości włosa.

Jakie są włosy suche?
Przez ich stan są zdecydowanie bardziej podatne na zniszczenia niż włosy odżywione/normalne. Niezabezpieczona łuska włosa ma tendencję do rozchylania się przez co włos szybko traci swoje nawilżenie, staje się kruchy, łamliwy, a końcówki rozdwajają się. Włosy suche trudno sie rozczesują, brakuje im blasku i elastyczności, a także często mają tendencję do puszenia się. Można zauważyć, że najlepiej wyglądają zaraz po wysuszeniu, a w trakcie dnia tracą nawilżenie, przez co stają się bardziej suche.

Jak dbać o takie włosy?
#1 Przede wszystkim warto zrezygnować z tego co wysusza włosy. Jeżeli włos wciąż będzie prostowany/rozjaśniany/poddawany trwałej nie odzyska dawnego odżywienia, bo działania podjęte w tym celu będą bezsensowne. Z doświadczenia wiem, że ciężko zrezygnować z codziennego prostowania włosów, ale w ramach odmiany można spróbować znaleźć jakieś ciekawe upięcie, które zrekompensuje efekty, a dzięki temu zdecydowanie zaoszczędzić czas i, co najważniejsze, nie niszczyć włosów.

#2 Skutecznym rozwiązaniem jest także podcięcie najbardziej wysuszonej części włosów. Tego niestety nie da się ominąć, ponieważ dostatecznie wysuszony włos sam po pewnym czasie zacznie się kruszyć, dlatego na początek warto się postarać obciąć maksymalnie możliwą długość włosów, a jeżeli nie przeszkadza Wam ich długość można obciąć całą suchą część.

#3 Należy pamiętać by uważać na wysoką temperaturę. Przy tak suchych włosach najlepsze będzie całkowite odstawienie suszarki, prostownicy, czy lokówki. Jeżeli włosy wyschną samodzielnie, lub wysuszycie je zimnym powietrzem będą wyglądać zdecydowanie korzystniej.

#4 Intensywne odżywianie to jeden z najważniejszych punktów dbania o suche włosy. Obowiązkową czynnością po każdym myciu jest oczywiście stosowanie odżywki. Raz, do dwóch razy, w tygodniu warto zastosować maskę, która dogłębnie odżywi włos i pozostawić ją na około 30 minut. Dobrym patentem na szybsze wchłanianie się składników odżywczych jest nałożenie czepka foliowego oraz ręcznika na pokryte maską włosy, a całość można dodatkowo podgrzać suszarką. Warto skupić się także na nawilżaniu włosów (np. miód, aloes, gliceryna, kwas hialuronowy), ponieważ samo zapewnienie im dostatecznej ilość protein nie wystarczy by zredukować suchość. Najlepszą opcją jest zaopatrzenie się w podstawowe półprodukty i samodzielne wzbogacanie sklepowych masek czy odżywek.

#5 Włosomaniaczki powtarzają, że nic tak nie regeneruje włosów jak oleje, więc warto również się w nie zaopatrzyć. Stosowanie olejów jest zależne od naszych upodobań, ale najlepiej nakładać je kiedy tylko jest to możliwe, a na początku nawet przed każdym myciem. Najlepsze będą oleje, które wnikają w głąb włosa (kokos, babassu, palmowy, masło kakaowe, shea czy mango). Dobrą opcją jest także nałożenie zaledwie kropelki oleju po umyciu włosów, by zabezpieczyć końcówki przed rozdwajaniem.

#6 Szarpanie włosów podczas czesania nie sprzyja ich odżywaniu, więc należy pamiętać by obchodzić się z nimi delikatnie. Również nie powinno rozczesywać się mokrych włosów (wyjątek stanowią włosy kręcone).

#7 Większość produktów do stylizacji włosów zawiera alkohol denat, który dodatkowo przesusza włosy, więc stylizacja to kolejny punkt, który warto ograniczyć. Oprócz tego stylizatory często sklejają włosy i później jeszcze trudniej je rozczesać. Zatem dobrym posunięciem jest wiecznie modny warkocz, który nie wymaga specjalistycznych kosmetyków do stylizacji.

To wszystko co udało mi się wymyślić, znaleźć na portalach włosomaniaczek, czy nabyć z własnego doświadczenia. Dodam, że wyjątkowo ważna, i chyba zdecydowanie najważniejsza, jest odpowiednia dieta, a dzięki niej włosy będą rosły zdrowe i piękne :)

Co myślicie o serii? Jakie są wasze doświadczenia?
pozdrawiam.

11/15/2014

OCZYSZCZAJĄCA MASKA SCRUB Z ŻEŃ-SZENIEM od Fitocosmetic

W te jesienne wieczory, kiedy coraz wcześniej jest ciemno na dworze, a i dnie są coraz chłodniejsze, są takie chwile kiedy nakładam sobie jakąkolwiek maseczkę dostępną w domu na twarz i straszę wszystkich wokoło :) Dzisiaj pokaże Wam produkt, którego nie kupiłam sama, a dostałam w  ramach promocji w jednym ze sklepów internetowych, choć mimo to jestem z niego bardzo zadowolona. Oczyszczająca maska scrub z żeń-szeniem od Fitocosmetic ma formę, która mi niekoniecznie odpowiada jednak spisuje się wzorowo - zapraszam!


Według producenta, aby nałożyć maskę należy zmieszać całą jej zawartość, jednak produktu jest na tyle dużo, że wykorzystanie całego opakowania na raz jest okropnym marnotrawstwem, a do pokrycia całej twarzy wystarczą zaledwie dwie łyżeczki proszku w proporcjach 1:1 z wodą - najlepiej przegotowaną lub mineralną/źródlaną. Podejrzewam, że przy takim użytkowaniu dwa/trzy razy w tygodniu zawartość saszetki powinna się skończyć po około 2 miesiącach, ponieważ pojemność to aż 60 gram.

Od producenta: Maska oczyszczająca z ekstraktem z żeń-szenia i złotego korzenia to nowoczesny i naturalny środek do głębokiego oczyszczania skóry. Maska zawiera błękitną glinkę która ma działanie wybielające i oczyszczające. Zawarte w masce drobinki sosnowe delikatnie i skutecznie oczyszczają skórę i stymulują regeneracje komórek. Wyciągi z żeń-szenia i złotego korzenia stymulują metabolizm skóry, zatrzymując proces starzenia. Przy regularnym stosowaniu maski skóra staje się świeża, gładka i promienna. Złoty korzeń niweluje proces tworzenia się zmarszczek, spowodowany utratą naturalnej zdolności wiązania wody w skórze oraz wykazuje silne działanie przeciwzapalne, przeciwalergiczne i uelastyczniające. Żeń-szeń - ma działanie antyoksydacyjne, antycellulitowe, rewitalizujące, regenerujące, poprawiające ukrwienie skóry, ułatwiające jej regenerację.

Skład: Blue Clay, Pine Nut Shell, Panax Ginseng Root Powder, Rhodiola Rosea Root Extract

Cena: około 5 PLN


Maska ma szary kolor. Po zmieszaniu w podanych przeze mnie proporcjach łatwo rozprowadza sie na skórze i jest dość plastyczna, przez co nie potrzeba jej bardzo dużo. Zaraz po posmarowaniu widać, że w tych najcieńszych miejscach produkt jaśnieje, więc z pewnością w etapie końcowym będzie wyglądać tak na całej twarzy. Maska ma prawie niewyczuwalny lekko ziemisty zapach.


Tak jak mówiłam tuż przed spłukaniem (po około czternastu minutach) widać wyraźne ciemniejsze plamy, które świadczą o tym, że w tych miejscach produkt nie zdążył wyschnąć i nie zszarzał. Przechodząc do najważniejszego, podczas noszenia produktu mimika twarzy jest prawie nieosiągalna, a samo uśmiechanie sie jest ogromnym wysiłkiem i nawet lekkim bólem, przez co nie polecam jej osobom o bardzo suchej skórze i tym, którzy nie lubią maksymalnego uczucia ściągnięcia. Maska ma jednak jeden ogromny plus - oczyszcza jak nic innego! Moje doświadczenie z glinkami jest nikłe, a dotąd za każdym razem gdy potrzebowałam czegoś o podobnym działaniu sięgałam po peelingi, jednak w starciu z tym produktem żaden z dotychczas testowanych nie ma szans. Wspomniany w nazwie „scrub” to również niezły cwaniaczek. Podczas zmywania wyczuwalne są na skórze drobinki, które trą o naszą twarz jeszcze skuteczniej usuwając zanieczyszczenia, wiec jak dla mnie pomysł na plus.
 Co ważne, nie zauważyłam podrażnień, pieczenia, czerwonych plam, czy swędzenia, więc osoby, które tak jak ja mają skórę alergiczną na 99 procent nie powinny być zawiedzione :)

Co o niej myślicie? Słyszałyście o tej firmie/ używałyście?
pozdrawiam.

11/13/2014

DZIWADŁO OD L'Oreal, czyli podkład True Match z SPF17 no. N1 Ivory

W akcie desperacji powstaje ten wpis, uwierzcie, ale sama nie wiem co mogę powiedzieć o podkładzie L'Oreal True Match. Mam go już szmat czasu, bo z pewnością ponad pięć miesięcy, i używałam go z dość mizerną częstotliwością. Podkład, według mnie i moich zasobów portfela, pochodzi z wyższej półki cenowej, więc i oczekiwania wobec niego miałam naprawdę wysokie, a przede wszystkim kolor - ten jest dla prawdziwych bladziochów i to z niego jestem zadowolona w stu procentach, choć chyba nie tylko - zapraszam.


Zaczynając od szklanej butelki. Ta jest z pompką co zdecydowanie ułatwia współpracę, ale niestety różnie z nią bywa, ponieważ ma ona swoje dobre i złe dni, i lubi się zacinać, lub zapychać. Dodatkowo o butelkę naprawdę trzeba dbać ze strony higienicznej, gdyż źle wytarty podkład z szyjki lubi osiadać się na plastikowej przykrywce i nieestetycznie wyglądać. Niby nic, a nie zachęca.


Od producenta: Idealne dopasowanie do koloru skóry. Formuła podkładu, wzbogacona o ultra drobne pigmenty, idealnie rozprowadza się na skórze i podkreśla jej naturalny kolor. Perfekcyjny wygląd bez smug, grudek i efektu maski. Składniki formuły dają nawilżenie skóry przez 8 godzin. Świeży wygląd skóry przez cały dzień. 

Skład: brak informacji

Cena: około 50 PLN


Produkt ma wodnistą konsystencję oraz bezzapachową formułę. Aplikowany pędzlem o ściętej powierzchni ma średnie krycie i nie radzi sobie z większymi zmianami trądzikowymi, czy przebarwieniami. Jego lekka formuła utrzymuje się na skórze przez około pół dnia, a po tym czasie twarz wygląda nieświeżo i raczej nieatrakcyjnie.


Nie jestem w stanie powiedzieć o nim nic więcej. Nie lubię go na tyle bym jeszcze kiedykolwiek do niego wróciła, natomiast nasza współpraca była dość owocna, więc też nie zrażam sie do niego w stu procentach. Wydaje mi sie, że na twarzy wygląda dobrze, natomiast z doświadczenia wiem, że bez przypudrowania dobrym pudrem ten podkład po prostu nie ma szans w starciu ze smutną rzeczywistością. Taki jego los.

Co o nim myślicie? Używałyście?
pozdrawiam.

11/11/2014

NOWOŚCI PAŹDZIERNIKA&LISTOPADA

Przygotowując się do tego typu wpisu spodziewałam się całych stosów nowych kosmetyków, które chce Wam pokazać i wbrew moim przekonaniom, okazało się, że jestem ogromnie przewrażliwiona. Jako debiutantka w tego typu wpisach bardzo lubię czytać o nowościach na blogach innych dziewczyn, z przyjemnością je komentuje i szukam czegoś wartego zakupu. W związku z tym pomyślałam o tym by od czasu do czasu wprowadzić coś podobnego u siebie - zapraszam :)


Zacznę od kosmetyków do pielęgnacji włosów. Joanna Balsam do włosów nawilżająco-regenerujący to odpowiedź na moje przesuszone włosy. Stosowałam go już parę miesięcy temu i wiem, ze jego działanie jest kompletnie nieadekwatne do bardzo niskiej ceny. Kolejnym produktem jest odpowiedź na moje problemy z wypadaniem (tutaj). O Seboradin Niger Lotion czytałam na blogu kosmetyko holiczki i to jej, oraz producenta, obietnice o wysypie baby hair skusiły mnie do kupna produktu. Jedynym co obecnie mogę o nim powiedzieć jest to, że okropnie śmierdzi, co niestety nie zachęca. Na spotkaniu w Dąbrowie Górniczej na początku października udało mi się otrzymać próbkę maski L'Biotica Biowax Gold Argan&Złoto o pojemności 125 ml, która ciekawiła mnie od dłuższego czasu. Jeszcze jej nie używałam, więc jedynym co o niej wiem jest to, że pachnie raczej standardowo dla innych masek producenta. Skuszona promocją kupiłam także Ajurwedyjską maskę od Planeta Organica, jako kolejna odpowiedź na zniszczenia, a także 275 mililitrową wersję Kallos Keratin, którą planuję mieszać z różnymi olejami dla jeszcze lepszego efektu.


Odkąd w szafach Essence pojawiła się seria limitowana Hello Autumn nie mogłam nie kupić prześlicznego rozświetlacza w odcieniu 01 Autumn&The City. Produktu użyłam zaledwie kilka razy na kości policzkowe, ale efekt jaki pozostawia nie do końca mi odpowiada (niedługo pojawi się o nim trochę więcej :)). Kolejna promocja, której sie poddałam, pojawiła sie w drogeriach Natura, a wraz z nią kupiłam podkład Rimmel Stay Matte w najjaśniejszym kolorze. Czytałam opinie o nim na różnych stronach internetowych i sama nie wiedziałam co o nim myśleć, jednak wygrała opcja -40% ceny i moja ciekawość. Kolejnym produktem, może nie zbyt kosmetycznym, jest płyn do soczewek B-Lens. Odkąd pozbyłam się okularów kupuję go do każdego opakowania szkieł kontaktowych i jestem z niego bardzo zadowolona - jest niedrogi i skuteczny. O pomadce Golden Rose Velvet Matte dowiedziałam sie od koleżanki, która bardzo ochoczo mi ją polecała. Cena jest przystępna, więc nie musiała mnie długo namawiać. Mały słoiczek u dołu to próbka peelingu cukrowego cytrynowego Fennel, którego jeszcze nie używałam, a u góry znajduje się żel ze świetlikiem i herbatą do powiek i pod oczy od FlosLek - kolejne opakowanie (recenzja).


Lakiery Eveline Color Edition no. 921 i Eveline miniMAX no. 949 kupiłam zaledwie wczoraj na promocji w drogerii Rossmann. Przyznam, że przeraziła mnie ilość ludzi przy jednej szafie, a co dopiero przy ponad pięciu, więc póki co chyba odpuszczę sobie zakupy. O Seche Vite czytałam dosłownie wszędzie, a jako, że skończył sie mój InstaDri od Sally Hansen postanowiłam go wypróbować. Całkowicie inaczej było z lakierem Golden Rose Rich Color no. 30, który kupiłam całkiem przypadkiem, jednak z jego zakupu jestem zadowolona w stu procentach.


Książki to mój dodatek obowiązkowy. Druga od góry to lektura, którą już zaczęłam czytać, natomiast pozostałe trzy czekają na przeczytanie. Jeżeli macie jakieś książki warte przeczytania, koniecznie napiszcie mi w komentarzu, chętnie po nie sięgnę :)

Co myślicie o moich nowościach? Może na czymś straciłam pieniądze, a może wręcz przeciwnie?
pozdrawiam.

11/10/2014

peeling enzymatyczny od Organic Shop mango&morela

Peeling enzymatyczny od Organic Shop kusił zapachem, łatwością aplikacji i obietnicami producenta. Dodatkowo tego typu forma podania to dla mnie kolejny plus, ponieważ jest bezbolesna i przyjemna, a sam zabieg nie kojarzy mi sie z torturami za sprawą sprasowanych orzechów czy innych trących zabójców naskórka. Po cudownym peelingu z Organique, który wychwalałam tutaj, poprzeczka dla jego następców była postawiona naprawdę wysoko. Do czasu - zapraszam.


Kierując się sformułowaniem, że im drożej tym lepiej, myślałam, że nie znajdę tańszego, a równie dobrego peelingu jak ten z Organique. Nic bardziej mylnego! Peeling enzymatyczny od Organic Shop, choć jest o wiele tańszy, okazał sie równie dobry. Wydawałoby sie, że ten produkt nie ma wad, choć to nie prawda. Jego podstawową cechą, która mi się nie podoba, jest zapach. Obietnice o pięknej woni mango i moreli mają się nijak do rzeczywistości, ponieważ, może tylko ja, nie potrafię wyczuć w tym peelingu kompletnie niczego. Dla mnie on po prostu nie ma zapachu.


Opakowanie to sama wygoda. Tubka o pojemności 75 ml o przejrzystej szacie graficznej (na szczęście z tyłu jest nalepka w języku polskim :)) to przyjemna forma zamknięcia produktu. Otwór, z którego wydobywa się peeling jest dość mały, przez co trzeba się troszkę namęczyć zanim odpowiednia ilość kosmetyku wydobędzie się ze środka.


Od producenta: Delikatny peeling doskonale oczyszcza i odnawia skórę twarzy, nasycając ją substancjami odżywczymi. Zmiękcza skórę, czyniąc ją elastyczną i aksamitną. 

Skład: Aqua, Glycolic Acid, Olea Europaea Fruit Oil, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Cetearyl Glucoside, Cetyl Palmitate, Glycerin, Organic Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Prunus Armeniaca (Apricot) Seed Oil, Ethylhexyl Stearate, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Sodium Hydroxide, Magnolia Liliflora Flower Extract, Panthenol, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum.

Cena: około 18 PLN


Suma summarum, przechodząc do działania. Jak wspomniałam wcześniej, peeling sprawuje się idealnie. Po jego zastosowaniu skóra jest gładka, odświeżona i, co najważniejsze, dokładnie oczyszczona. Sam efekt utrzymuje się względnie długo, choć to z pewnością zależy od typu cery indywidualnej dla każdego. W trakcie działania peeling lekko twardnieje i zastyga na twarzy, a jednocześnie w nią wnika; pozostawia biały osad. Zmywanie jest przyjemne, a późniejsze efekty cieszą oko :)

Co o nim myślicie? To mój pierwszy kosmetyk od tej marki, a Wasz?
pozdrawiam.

11/06/2014

O TYM, ŻE PAZNOKCIE NATURALNE TEŻ WYGLĄDAJĄ ŁADNIE | odżywka Eveline 8w1

Parę tygodni wstecz żyłam w dość dziwnej mentalności, a mianowicie nie wyobrażałam sobie swoich niepomalowanych paznokci. Aż do >TEGO< konkretnego momentu. Od tamtej pory dokładnie dwa dni temu po raz pierwszy pomalowałam paznokcie i było to dość dziwne uczucie. Po pierwsze świadomość tego, że coś się na nich znajduje była nieco denerwująca, a dodatkowo moje ręce wyglądały jakoś inaczej. Przyznam szczerze, ze kompletnie odzwyczaiłam się od tej różnorodności, a wręcz przeciwnie - niepomalowane paznokcie zaczęły mi się bardzo podobać. Tym co na to wpływa to z pewnością ich długość, która jest taka ze względu na zniszczenia wymienione w powyższym linku. Jednak nie o tym mowa, po tym czasie dostrzegłam w sobie niemałą manię malowania paznokci, teraz mogę sobie śmiało powiedzieć, że była to przesada, i że czasem warto dać paznokciom odpocząć :) 


_____________________________________________________________________

Drugą część wpisu dedykuje odzywce Eveline 8w1, która po raz kolejny uratowała mi tyłek, a właściwie moje paznokcie. Po rozdwajających się, łamiących, popękanych i cienkich-że-ojejku paznokciach pozostały jedynie końcówki, którym nie pozostaje nic innego jak ścięcie. Skłamałabym mówiąc, że według mnie nie jest to najlepsza odżywka na rynku, jednak wiem jak wiele kontrowersji wywołuje i jak mnie samą bolały od niej paznokcie ponad rok temu. Mimo to sięgam po nią przy każdym problemie.


Skład jest wyżej wymienionym źródłem kontrowersji głównie ze względu na obecności formaldehydu, który może spowodować odwrotne skutki do oczekiwanych. Polecam przetestować, jednak w razie złych objawów koniecznie odstawić!

Skład: Butyl Acetate, Ethyl Acetate, Nirtocellulose, Phthalic Anhydride / Trimellitic Anhydride / Glycols Copolymer, Acetyl Tributyl Citrate, Isopropyl Alcohol, Aqua, Fomaldehyde (2%), Acetyl Triethyl Citrate, Stearalkonium Hectorite, Adipic Acid / Fumaric Acid / Phthalic Acid/ Tricyclodecane Dimethanol Copolymer, CI77891, N-Butyl Alcohol, Citric Acid, Diamond Powder.

Często macie niepomalowane paznokcie? Co sądzicie o odżywce od Eveline?
pozdrawiam.

11/01/2014

MÓJ MAKIJAŻ NA HALLOWEEN – PORCELANOWA LALKA

Halloween było zaledwie kilkanaście godzin temu, a z tej okazji chciałbym pokazać Wam jak wyglądał mój makijaż na ten dzień. Jako, że w ciągu minionego tygodnia niejednokrotnie natknęłam sie na pomysły makijażu/przebrania, skorzystałam z jednego z nich, a dokładniej z tego :) Inspiracja lekko przekroczyła moje oczekiwania i, tak jak sądziłam, nie było mi łatwo to odzwierciedlić. Poniżej znajdziecie listę użytych kosmetyków - zapraszam.


TWARZ:
#podkład L'Oreal True Match no. N1 Ivory zmieszany z Rimmel Stay Matte no.100 Ivory
#puder ryżowy Paese (link)
#róż Bell 2Skin Pocket Rouge no.053
#piegi: kredka do brwi Oriflame
#pęknięcia: wodoodporny eyeliner żelowy Rimmel no. 001 Black

OCZY:
#najjaśniejszy cień z paletki Paese Opal no.237 Vanilla Chocolate
#czarny cień KOBO MONO no.128
#brązowy matowy cień INGLOT no.329
#biała kredka INGLOT Soft Precision Eyeliner no.31
#czarna wodoodporna kredka Rimmel Exaggerate no.262 Blackest Black
#tusz do rzęs Eveline Extension Volume 
#sztuczne rzęsy H&M

USTA:
#kredka do ust JOKO Colour Lip Balm no. 02 (link)


A jakie były Wasze przebrania? :)
pozdrawiam.

10/27/2014

żel do powiek i pod oczy ze świetlikiem lekarskim i herbatą od FlosLek

Kremy pod oczy, czy też żele, dla dziewczyn w moim wieku (kto wie ile mam lat? :)) kojarzą się z okresem pojawiania się pierwszych zmarszczek. Do niedawna, bo zaledwie rok temu, myślałam podobnie i całkiem poważnie przyznawałam się do tego, że zacznę używać tego typu kosmetyków w wieku 30+. Aż do czasu gdy w jednym z ShinyBoxów, chyba grudniowym, znalazłam krem pod oczy od Bioliq, który był przeznaczony dla osób powyżej dwudziestego roku życia. Co prawda nie robił on nic specjalnego, a ja nie widziałam większej różnicy przed, czy po, ale tak przyzwyczaiłam się do jego stosowania, że właściwie jeszcze zanim się skończył zaczęłam szukać czegoś nowego, a jako, że był okropnie wydajny, następnym który kupiłam był ten, który pokaże Wam dzisiaj - zapraszam.


Producent ma w jego przypadku naprawdę mało do powiedzenia, a sam produkt ma przede wszystkim usuwać oznaki zmęczenia, podrażnienia i pieczenie w okolicach oczu. Oprócz tego jego zadaniem jest działać przeciwzapalnie i łagodząco. 

Skład: Aqua, Propylene Glycol, Camellia Sinensis Leaf Extract, Euphrasia Officinalis Extract, Panthenol, Triethanolamine, Butylene Glycol, Chamomilla Recutita Flower Extract, Bisabolol, Carbomer, Glucose, Salvia Officinalis Leaf Extract, Althaea Officinalis Root Extract, Imidazolidinyl Urea, Methylparaben

Cena: około 6 PLN


Jako, że szukałam czegoś co skutecznie poradzi sobie z opuchlizną, czy cieniami po nieprzespanej nocy, a jednocześnie będzie idealne dla osób noszących soczewki uważam, że nie mogłam lepiej trafić. Sam produkt ma konsystencję zdecydowanie adekwatną do nazwy, a lekko wodnista maź bardzo dobrze rozsmarowuje się i wchłania w skórę pod oczami oraz na powiekach. Samo działanie żelu mogę ocenić jako wzorowe - doskonale radzi sobie z opuchlizną, cieniami (choć nie niweluje ich w stu procentach), a także pieczeniem. Produkt stosuję codziennie rano i patrząc na to jak dawno go używam - ponad cztery miesiące - oraz na to ile go pozostało, mogę śmiało stwierdzić, że jego wydajność jest godna podziwu. Jego jedyną wadą jest opakowanie, które dla większości może być niehigieniczne, jednak mi ono nie przeszkadza, a dla zainteresowanych warto poszukać go w wersji w tubce. Skłamałabym mówiąc, że go nie lubię, oraz że nie spróbuję jego innych wersji :)

Co o nim myślicie oraz o firmie FlosLek?
pozdrawiam.

10/26/2014

MOJE PROBLEMY: Dlaczego wypadają włosy? | ampułki z placentą Mil Mil

Problem wypadających włosów to najczęstszy powód skarg okresu jesiennego. Wówczas niedobór witamin i minerałów, czy klimatyzowane powietrze nie służy naszym włosom co powoduje ich nadmierne wypadanie. Ogólnie przyjęto, że w ciągu dnia wypada około 50 do 100 włosów, a jesienią liczba ta jest zdecydowanie bliższa górnej granicy. Oczywiście nie możliwym jest liczenie każdego gubionego włosa, jednak kiedy na szczotce pojawia się ich coraz więcej, warto poszukać potrzebnych informacji i skutecznych środków na zatrzymanie wypadania. 


PRZYCZYNY NADMIERNEGO WYPADANIA WŁOSÓW:
#1 Hormony
Najczęściej, bo w około 95 procentach przypadków, przyczyną wypadania włosów są hormony. Głównym czynnikiem sprzyjającym jest męski hormon - dihydrotestosteron (DHT). Wrażliwe meszki włosowe kurczą się i zamiast mocnych, długich włosów, zaczynają produkować coraz cieńsze i bardziej delikatne włosy, które są podatniejsze na wypadanie i uszkodzenia. Wypadanie włosów nasilają także zaburzenia hormonalne dotyczące kory nadnerczy, tarczycy, przysadki, czy gruczołów płciowych.

#2 Stres
Nie od dziś wiadomo, że stres ma nie tylko negatywny wpływ na wygląd skóry, ale także na gęstość włosów. Wiąże się to z poprzednią przyczyną, ponieważ również w tej sytuacji wytwarzany jest pewien hormon, który ma niekorzystny wpływ na pracę organizmu.

#3 Choroby
Nadmierne wypadanie włosów może się wiązać z poważnym powodem jakim jest choroba, dlatego by dokładniej stwierdzić podłoże problemu warto wybrać się do lekarza. Często w trakcie trwania i po przebyciu chorób zakaźnych wywołane jest to przede wszystkim wysoką gorączką oraz przyjmowaniem leków. 

#4 Niewłaściwa dieta
Za stan naszych włosów odpowiada także to co jemy. Reżim dietetyczny przynosi często zamiast pożądanej utraty wagi mało przyjemne efekty uboczne, w tym także osłabienie i wypadanie włosów. Główną przyczyną jest brak żelaza, cynku oraz białka i aminokwasów.

#5 Zabiegi fryzjerskie
Zbyt ciasne kucyki, za mocne warkocze, czy tony środków stylizujących również mają wpływ na wypadanie włosów. Detergenty wchodzące w skład szamponów, lakierów, pianek, płynów do trwałej itp. mogą powodować osłabienie i utratę włosów, a za ciasno spięte fryzury mogą doprowadzić do trwałego uszkodzenia mieszków, a w konsekwencji do wyłysienia. Także suszenie gorącym powietrzem, czy stosowanie lokówek i prostownic może potęgować wypadanie.

_________________________________________________________________________________

Ampułki z placentą MIL MIL
W okresie letnim kiedy, w chyba najgorszy sposób, rozjaśniłam włosy - poprzez silny proszek rozjaśniający - po około dwóch tygodniach mogłam śmiało powiedzieć, że gubię ich coraz więcej, często nawet zauważałam ponad trzydzieści włosów za każdym czesaniem. Wówczas liczba ta sięgała do ponad siedemdziesięciu włosów dziennie. Dodam, że przedtem włosy nie wypadały mi prawie w ogóle, ewentualnie jakieś pojedyncze sztuki, a na szczotce nigdy nie znalazłam więcej niż dziesięć włosów jednorazowo. Sprowokowana tym problemem zaczęłam szukać informacji w internecie, w szczególności na blogach, a także sposobów na walkę z problemem. Zapraszam na dalszą część wpisu, gdzie pokaże Wam genialny sposób na powyższy problem, a nawet ponadto :)


Zdjęcie, które znajduje się powyżej przedstawia moje aktualne baby hair przy luźno spiętych włosach. Zanim zaczęłam kurację ampułkami Mil Mil z 5% stężeniem placenty, o których wiem od Pauliny (klik) takie włoski wyglądały raczej mizernie, o ile w ogóle istniały. Zacznę jednak od tego, że stosowanie ampułek całkowicie zahamowało wypadanie włosów - aktualnie wynosi ono do trzydziestu włosów dziennie, a także pojawienie się nowych włosów. Stosując preparat co drugi dzień szczególnie skupiałam sie na okolicach wokół czoła, gdzie zauważyłam największy ubytek włosów, a także na karu, gdzie jak widać przyniosło to pożądane efekty. Skład, który głównie opierał się na alkoholu paradoksalnie może powodować szybsze przetłuszczanie się, czego nie zauważyłam u siebie. Producent zastrzega, że do uzyskania pełnych efektów potrzebne są trzy opakowania, a koszt każdego z nich to około 30 PLN.

Co o nich myślicie? Macie problemy z wypadającymi włosami? Jak z tym walczycie?
pozdrawiam.

10/21/2014

PAZNOKCIE TYTANOWE: właściwości | aplikacja | trwałość

Zastanawiam się nad fenomenem paznokci hybrydowych, o których posty pojawiają się na niemal każdym blogu, a dość niedawno usłyszałam o ciekawym zamienniku tej formy malowania, czyli o paznokciach tytanowych. Metoda ta pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i rzekomo cieszy się tam bardzo dobrą opinią, jednak na naszym polskim rynku jest to kompletna nowość. Główny producent SNS obiecuje tytanową twardość, naturalną grubość paznokcia, wzmocnienie płytki oraz, przede wszystkim, trwałość do czterech tygodni. Dodatkowo do utwardzania lakierów nie używa się lampy UV. 



Do aplikacji potrzebna jest baza, utwardzacz, lakier nawierzchniowy, a także pudry sypkie, które stanowią pigment koloryzujący, a całość trwa zaledwie czterdzieści pięć minut. Do wyboru jest aż trzysta kolorów, które w zależności od gustu są perłowe, z drobinkami, błyszczące oraz o wykończeniu matowym. Opcją dodatkową jest także french, który jest wykonywany za pomocą specjalnej nakładki. Jedyną wadą zabiegu jest wysoka cena, czyli około 100 PLN.


Do przeprowadzenia zabiegu namówiła mnie kosmetyczka z pobliskiego salonu, która obiecywała, że po wszystkim moje obecnie zniszczone paznokcie nie ulegną pogorszeniu, a wręcz przeciwnie - dzięki bazie z witaminą A i E - zdecydowanie się polepszą. Po milionach wątpliwości stwierdziłam, że już właściwie gorzej być z nimi nie może - wybrałam kolor proszku i czekałam kilkadziesiąt minut na efekty końcowe. Po wszystkim mogłam cieszyć się poniższym widokiem, a paznokcie rzeczywiście były bardzo twarde i dość cienkie.


I wszystko by mnie urzekło w tej metodzie, gdyby nie bzdury jakie wypisuje producent. Rzekomo tytanowa formuła, która miała utrzymać się do czterech tygodni na paznokciu, w moim przypadku wytrzymała zaledwie trzy dni! Po moich beznadziejnych doświadczeniach z paznokciami żelowymi (czytaj), które zagwarantowały mi słabą płytkę, nie było właściwie większej różnicy w porównaniu z paznokciami tytanowymi - również po ich zdjęciu każda płytka wygląda okropnie - rozdwaja się i łamie. 

Rzekomy fenomen i rewolucja okazała się kompletną porażką i gdybym wydała te ponad 100 PLN, mówiłabym również o stracie pieniędzy. Zabieg został przeprowadzony w ramach spotkania blogerek, o którym napisze Wam niebawem, stąd też mogę wątpić w średnią jakość wykonania. Obecnie szczerze żałuję, że dałam się namówić!

Co o nich myślicie? Miałyście lub chcecie spróbować?
pozdrawiam.

10/11/2014

najlepsza odżywka na świecie! | odżywka nawilżająca GRANAT&ALOES od Alterra

Uwielbiam ją!  Odżywkę do włosów suchych i zniszczonych GRANAT&ALOES od Alterra można docenić za wiele cech, a w szczególności za działanie, zapach i cenę, bo ta jest całkowicie nieadekwatna do świetnej jakości produktu. Ale o tym wszystkim opowiem Wam poniżej - zapraszam na recenzję mojego ulubieńca wszech czasów


Opakowanie odżywki wykonane jest z twardego plastiku, a aby wydobyć produkt do końca potrzebne są nożyczki i trochę siły, bo często w środku zostaje jej jeszcze na parę użyć. Szata graficzna jest przyjemna dla oka, i mimo, że oryginalnie nie znajdziemy ani słowa w naszym języku, to na odwrocie naklejona jest nalepka z szczegółowym opisem po polsku.


Jako, że odżywka przeznaczona jest do włosów suchych i zniszczonych, producent w swoich obietnicach mierzy naprawdę wysoko. Według niego po użyciu produktu włosy powinny być wypielęgnowane, nawilżone i wyraźnie zdrowsze. Oprócz tego odżywka nie zawiera syntetycznych barwników, substancji zapachowych czy konserwujących; silikonów, parafiny i olejów mineralnych, a także substancji pochodzenia zwierzęcego, co oznacza, że produkt jest odpowiedni dla wegan i wegetarian.

Skład: Aqua, Alcohol*, Stearamidopropyl Dimethylamine, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Myristyl Alcohol, Glycine Soja Oil*, Punica Granatum Seed Oil*, Ricinus Communis Oil*, Punica Granatum Extract*, Aloe Barbardensis Extract*, Acacia Farnesiana Extract*, Lauroyl Sarcosine, Sodium Lactate, Hydroxyethylcellulose, Carthamus Tinctoris Oil*, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil 
Ascorbyl Palmitate, Parfum**, Linalool**, Limonene**, Geraniol**, Citronellol**, Citral**, 
* Składniki z certyfikatem rolnictwa ekologicznego 
** Naturalne olejki eteryczne

Cena: około 10 PLN (dostępna tylko w drogeriach Rossmann)


Moje mycie włosów - jeżeli wówczas nie stosuję maski - opiera się głównie na szamponie z Aleppo (klik) i właśnie tej odżywce. A po jej użyciu włosy, według zapewnień producenta, są miękkie, wyraźnie odżywione i mięsiste w dotyku, wiecie o czym mówię? To takie uczucie, kiedy dotykamy swoich włosów, a one wydają sie być zdrowe i pełne objętości :) Oprócz wspaniałego działania odżywka naprawdę ładnie pachnie, a zapach utrzymuje się na włosach naprawdę długo.


Konsystencja odżywki jest bardzo kremowa i lekko przypomina galaretkę. Produkt bez problemów zmywa się z włosów, nie obciąża ich, a dodatkowo wspomaga ich rozczesywanie, które jest wówczas dziecinnie proste. Odżywka jest również bardzo wydajna, a pojemność dwustu mililitrów zdaje się nie mieć końca - przy niemal codziennym stosowaniu produkt wystarcza na około miesiąc.


Co o niej myślicie? Macie jakieś doświadczenie z firmą Alterra lub z tą odżywką?
pozdrawiam.